f·p·p · p·r·o·d·u·c·t·i·o·n·s   GRY | SERWERY GIER | BANNERY
 



 
 


tribes2.fpp.pl
Podłącz nasz
baner
 





  f·p·p · t·r·i·b·e·s · 2 | Udrun

Opowiadania

Udrun

Przez ciężkie, czarne burzowe chmury przebijały nieliczne promienie dwóch Arheńsich słońc. Szare, wypełnione dymem ruiny miasta dopełniały obrazu 63 świtu walk o miasto Khershlan. Nikt już nie pamiętał jaki był cel walk o tą nędzną, ludzką planetę, jednak rozkazy jasno wytyczały drogę we krwi i pocie żołnierzy obydwu stron.

Karadiel spojrzał na zrujnowane miasto, każdy zdewastowany przedłużającymi się walkami drapacz chmur stanowił milczący grobowiec setek, może tysięcy istnień. Gdzie nie padł jego wzrok pełno było spalonych, powyginanych wraków pojazdów naziemnych, niegdyś napawających dumą swoich właścicieli. Wypalony szkielet rafinerii, szturmowanej trzy dni temu, dziś przypominał jakiegoś mistycznego stwora o powykręcanych ramionach i stalowych szponach gotowych porwać każdego kto nieopatrznie tamtędy przeszedł. Szary gruz zawalał ulice, szkło z powybijanych okien skrzyło się w porannych słońcach. Cicha krzątanina oddziału szturmowców zwróciła uwagę Karadriela. Skierował wzrok w ich kierunku. Białe niegdyś pancerze były teraz szare od pyłu niezliczonych rumowisk które pokonały, gładkie powierzchnie pokryły się rysami, młode twarze szturmowców zdradzały zmęczenie i obojętność. Zniknął już z nich hart ducha i determinacja, którą promieniały jeszcze dwa miesiące temu. Oddział czyścił broń, sprawdzał czujniki i rozstawiał automatyczne działka szykując się do następnego dnia walk, inni gotowali zupę padając ofiarami kolegów jedzących zwykłe, skondensowane racje polowe.

Wyraźną uwagę zwracał oficer siedzący spokojnie z mapą na kolanach, studiował ją rozmawiając przez comlink z jakimś niewidocznym rozmówcą. Z dala dobiegały odgłosy kanonady, przerywanej głośniejszymi eksplozjami.

To gdzieś na zachodzie pomyślał Porucznik Kaladriel i mając jednocześnie nadzieję, że dziś to nie ich rejon. Jednocześnie miał już dość tego czekania, zaczynał się martwić że rozkaz do wyruszenia nie nadejdzie tego ranka, a ich miejsce było tam, na patrolu. Cichy trzask poprzedził potok słów wydobywający się z comlinka zainstalowanego wewnątrz hełmu
  • - khzkt... Ruszajcie za pięć minut sektor 5F...khzkt... patrol bojowy ...trktt. Łączność została zakończona.
  • Odwrócił się w kierunku swoich podkomendnych z oddziału zwiadu szturmowego, przystanął na chwilę i dał znak dłonią aby się zbierali. Zwiadowcy wstawali ciężko z ziemi, paru budziło kolegów opartych o boki swoich shrieków, wstawali niechętnie wiedząc po co się ich budzi.

    Wsiadł na ślizgacz czekając, aż reszta będzie gotowa, wprowadził sektor patrolu do komputera nawigacyjnego i włączył sprzężenie aparatury pojazdu ze swoim komputerem. Wyświetlacz w jego hełmie błysnął, uaktywniając interfejs wizualny. Przez chwilę skupił się na napływających do jego oczu danych o temperaturze, pułapie warstwy chmur, ewentualnej mgle, głosem poinstruował komputer aby wyświetlił mapę taktyczną rejonu jaki mają patrolować. Czerwone punkty oznaczały wroga a niebieskie swoich, zapamiętał te dane, choć był pewien, że już są nieaktualne, tu sytuacja zmieniała się co minutę. Wykrwawiali się walcząc o każdy metr tego przeklętego miasta duchów, czyż nie lepiej było by zastosować bombardowanie z orbity? Widocznie sztab miał swoje powody, nieważne. Obejrzał się: wszyscy siedzieli już na swoich maszynach, dał znak do zapuszczenia silników. Cichy basowy pomruk potoczył się echem zwielokrotnionym przez ziejące dziurami ściany pobliskich domostw. Włączył systemy uzbrojenia, będąc pewnym, że pozostali robią w tej chwili to samo. Zwiększył moc i uniósł się metr nad ziemię. Zmrużył oczy, próbując sobie przypomnieć co tu robi, o co walczy, dawne ideały gdzieś zniknęły, zastąpiła je brutalna codzienność wojny, z setkami bezsensownych ofiar. Nie pamiętał już nawet jaka jest różnica między Krwawymi Orłami, a tymi z Gwiezdnych Wilków. Jedyne co widział w tej chwili to uśmiechniętą twarz swojej żony, podającej mu poranną kawę, wręcz słyszał hałasy dobiegające z pokoju obok gdzie budziły się maluchy.
  • -Khzzzzkkt...Sir? Możemy ruszać?
  • -Tak -Odpowiedział ściszonym tonem.
  • Pchnął przepustnicę, wyskoczył w gorę na parę metrów.Przywitały go spojrzenia setek czarnych dziur po oknach, w każdym mógł czaić się snajper, jeden strzał i po wszystkim. Karadriel powiedział sam sobie.-Nie daj się ponieść wyobraźni bo oszalejesz.Starał się wyobrazić sobie treningowe tunele z bazy, aby się uspokoić.Wmawiał sam sobie.-Nie masz się czym martwić to kolejny rutynowy patrol, jeden z wielu na jakich już byłeś.W głębi serca wiedział jednak, że powinien martwić się o wszystko. Kołysanie shrieka w zawisie przywołało go do rzeczywistości. Obejrzał się za siebie, oddział uformował już szyk, odwracając głowę wcisnął pedał akceleracji. Wzbił się nieco wyżej, pędząc ponad 400 km/h minął pierwsze zrujnowane drapacze chmur. Wszelkie troski odpłynęły, spoił się ze swoim pojazdem, przylgnął do niego dając odpocząć naprężonym do granic wytrzymałości nadgarstkom.Czuł ogromny napór powietrza, słyszał jego szum w kanałach wentylacyjnych hełmu.Instynktownie śledził wskazania komputera na wewnętrznej szybce gogli. Błysk gdzieś z lewej, wyćwiczony godzinami treningów zareagował natychmiast lekka zmiana balansu i gwałtownie zmienił kierunek lotu. Czerwony promień minął głowę Karadriela o centymetry, lecz on leciał dalej szybko wzbijając się na wyższy pułap. Pozostałych pięciu zwiadowców podążało za nim jak cień. Był tego świadom, lata wzajemnej służby wyrabiają zaufanie i wiarę w kolegów, wiedział, że są tuż za nim. Ostry lewy zwrot, obniżenie lotu, ciasny nawrót koło zrujnowanej szkoły. Pułap 200. Lecieli w zwartym bojowym szyku, gotowi rozproszyć się na najmniejszy sygnał niebezpieczeństwa. Każdy podświadomie omiatał wzrokiem okna pobliskich budynków szukając charakterystycznego błysku odpalanej rakiety. Karadriel uaktywnił komunikator:
  • ....Khzzkt 10 w dole ....weźmiemy ich z zaskoczenia ....khzk.
  • Wśród osmolonych ścian jakiegoś zbombardowanego budynku rządowego Gwiezdne Wilki zorganizowały prowizoryczny punkt oporu, grupka ludzi krzątała się budując stanowiska bojowe z czego się dało. Obok stał zaparkowany transporter opancerzony, pomalowany w szary kamuflaż miejski. Karadriel wzbił się gwałtownie, aby prawie natychmiast rozpocząć pikowanie w dół . Widział małe ludzkie figurki w dole, obok szarego pudełka transportera. Wymierzył dokładnie, będąc na 150 wypuścił hamulce aerodynamiczne i gwałtownie obciął ciąg silnika, aby zyskać maksymalnie długi czas przelotu nad celem.Kciuki delikatnie wcisnęły spusty. Poczuł rytmiczne drżenie swojej maszyny, reagującej na prowadzony ciągły ogień z ciężkich blasterów umieszczonych na przedzie shrieka. Uśmiechnął się nieświadomie gdy pierwsze pociski rozerwały paru stłoczonych przy czymś żołnierzy.Padło paru następnych, rozproszyli się.Część padła na ziemię gdy przelatywał na pełnym ciągu wprost nad ich głowami. Zawrócił maszynę, nabierając wysokości, wyrównał lot i zaczął następne podejście na cel. Pochylił maszynę w lot koszący.Przywitał go gwałtowny ogień z karabinów plasmowych, strzelali gęsto ale zbyt nerwowo, chybili. Obserwował jak wystrzeliwane przez niego bolty rwały ziemię wzniecając pył, dwie proste linie krzyżowały się stercie skrzynek obok pojazdu wroga, widział jak Wilki padały koszone ogniem jego kolegów.Trafił w skrzynie niszcząc niechybnie ich zawartość, ponownie przyspieszył wyrywając świecą prosto w burzowe niebo. Dziwił się czemu skrzynie nie eksplodowały- miał nadzieję, że jest w nich amunicja, która być może uszkodzi transporter. Kątem oka dostrzegł kłęby dymu, zawrócił gwałtownie omal nie spadając przy tym. To Udrun, trafiony opadał w kierunku wroga. Nie próbował opanować maszyny, wciąż prowadził ostrzał, długa wręcz monotonna seria płynęła wprost na wroga, rzeźbiąc krwawe obrazy na ziemi. Widział jak Udrun uderzył w ulicę zasłaną trupami wrogów. Ślizgacz odbił się z głuchym jękiem, którego nie mógł słyszeć z tej odległości, przeleciał około 80 metrów i eksplodował w ścianie pobliskiego budynku. Nie było wątpliwości nikt nie mógł przeżyć takiego upadku. Wzbił się ponad zasięg wrogiego ognia. Reszta zwiadu dołączyła do niego, na polu walki pod nimi pojawiły się nowe transportery wroga. Nie było głośnej wrzawy w comlinkach po udanym ataku. Zawrócili milcząc w stronę bazy, nie czekając na pojawienie się osłony powietrznej wroga. To było gorzkie zwycięstwo. Karadriel wracał nisko nad ziemią nie ryzykując spotkania z wrogiem, czy namierzenia przez jego aparaturę. Myślał o żonie, dzieciach, o tym, że to mógł być on. Nie był i to było ważne, czuł żal, lubił Udruna. Był nowy, młody tak jak niegdyś oni.Lubił się popisywać na swoim ślizgaczu, nigdy nie zapomni jak pijany chcąc zaimponować jakiejś dziewczynie rozbił przydziałową maszynę o jej balkon.Karadriel zaśmiał się cicho na te wspomnienie, a po jego policzkach popłynęły łzy.



    Autor: Dark Xeno. Wszelkie prawa autorskie zastrzeżone. Korekta: kag.






     + DODAJ NOWY TEMAT 




    --------------------------------------
    Autor: [FPP]DarkXeno
    Aktualizacja: 02·12·2001 - 15:00



     : DRUKUJ 

         




       


    f·p·p · p·r·o·d·u·c·t·i·o·n·s © 2000-2005 f·p·p productions. Skontaktuj się z nami w celu uzyskania dodatkowych informacji.
    Przeczytaj reklama z nami, aby dowiedzieć się jak ukierunkować swoje produkty i usługi do graczy.


    Dzisiaj jest Sobota · 20 Kwietnia · 2024
    Strona wygenerowana w 0.041187 sek.